Miałem nieprzyjemność przeczytać (prawie całą) książkę o tym tytule. Ponieważ wiedziałem, co jest w określonym miejscu, oszczędziłem sobie scena jedzenia trupa zdaje się, że na rynku w Wałbrzychu.
Tak ohydnej, głupiej, propagującej zło i napadającej na mieszkańców okolic Wałbrzycha książki dawno nie czytałem - jeśli w ogóle kiedykolwiek. Jeżeli film jest taki sam ("zachowuje nastrój książki") to omijajcie go jak najdalej.
Są książki, które opisują złe rzeczy w sposób, który pozwala je czytać. Zaliczam do nich przede wszystkim "Lolitę", opisującą, jak wszyscy wiedzą, pedofilię. Ale żeby napisać taką książkę, trzeba być Nabokovem, a nie jakąś panią z Wałbrzycha.
Zgadzam się. Ksiazka jest kiepska, autorka próbuje poruszyć trudne tematy,ale robi to tak nieudolnie, że męczy czytelnika, dziwne bo dostała prestiżową nagrodę,chociaż jest to kolejny dowód, że nagrody nie są zadnym wyznacznikiem
Jak o książce, to przeklejam link, który kto inny wkleił tutaj w innym wątku.
http://kompromitacje.blogspot.com/2014/03/zdziczenie-joanny-bator.html
Jako mieszkanka walbrzycha absolutnie nie czuje się napadana. Kto tam dorastał w latach między końcem wojny aż do drugiej połowy lat 90, wie o czym mowa. Wałbrzych naznacza taka mieszanka fascynacji, poczucia beznadziei i szarości. Taki „
Syndrom sztokholmski” w układzie człowiek- miasto. Mówię to jako osoba absolutnie zakochana w swoim mieście i regionie. Nie ma w Polsce drugiego tak fascynującego, tajemniczego, dotkniętego historia miejsca jak rejon Sudetów.